Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wygląda to na coś bardzo dobrego — rzekł Bearwarden — i może nam się przydać do naszego obiadu.
To mówiąc, zagłębił palec w kielichu, chcąc skosztować przysmaku; ale kwiat zamknął się szybko, raniąc ostremi kolcami palec. Nóż Ayrault’a uwolnił natychmiast palec przyjaciela, a ten rzekł:
— Czułostka, mimoza, ale jaka złośliwa! widocznie przyciąga swą wonią ptaki i żywi się niemi, czego dowodem to mnóstwo rozsianych kości w około; prawdopodobnie stanowią one jeszcze uprawę gruntu, jakiego potrzebuje roślina. A teraz zobaczymy, w jaki sposób postępuje z ptakami.
To mówiąc, zbliżył do kielicha dziobem jednego z zabitych ptaków, przeznaczonych na pieczyste. Kielich wciągnął go i zamykając się, ukrył całkowicie w swem wnętrzu, a po paru minutach otworzył się, wyrzucając z siebie niewielką gałkę z pierza i kości. Pod wieczór kwiaty te prześliczne wydając głosy, wabiły syrenim śpiewem tysiące ptaków, by potem zadawać im śmierć w zdradliwym uścisku.
Podczas, gdy podróżni jedli obiad, noc zapadła powoli, ale nie czując znużenia, postanowili oni nie zakładać obozu tej nocy i iść w dalszą drogę przy świetle księżyca. Odchodząc, zbliżyli się do kwiatów; ich, teraz hermetycznie zamknięte, kielichy bujały się na wiotkich łodygach; ale wzgórze pokryte kośćmi świeżych ofiar, obecnie zalegała niezliczona ilość węży, których oczy błyszczały jak dyamenty; powitały one podróżnych złowróżbnem syczeniem, a ci oddalili się, unosząc pamięć tego dziwnego połączenia piękna z brzydotą, i okrucieństwem.
Idąc jeden za drugim i unikając spotkania z wstrętnemi gadami, pełzającemi wszędzie wśród trawy, napoty-