Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ne ślady odkrywam tu na piasku!... О to nie są stopy ludzkie!
Na ziemi świeżo poruszonej widniały grube i szerokie zupełnie równe pręgi, wyglądające jak gdyby wyjęte belki z pod szyn kolei żelaznej; te ślady prawdopodobnie zostawił nieznany myśliwy, nabawiający takiej trwogi zwierzęta.
— Potwór, który zabija mastodonty i przenosi lekko takie ogromne ciężary, niczego z naszej strony obawiać się nie może; aby pokonać takiego nieprzyjaciela, potrzeba by mieć pod swemi rozkazami oddział artyleryi — powiedział Ayrault.
— Najroztropniej uczynimy, nie zapuszczając dalej badań naszych pod tym względem, chociaż zapłaciłbym dużo, aby zobaczyć tego potwora, ogromnie zaciekawia mnie jego postać; jak zaś okropną trwogą napełnia on wszystkie zwierzęta, najlepszym jest dowodem, że nigdzie niewidać żadnych śladów ich przejścia i że nie śmią nawet probować podzielać z nim tej zdobyczy.
Badawczym wzrokiem obejrzawszy się w około, podróżni poszli dalej; droga ich szła równolegle z wczoraj widzianem jeziorem. Fuzya Cortlandta oddała im teraz usługi; kilka ptaków padło pod jego strzałem i tak już mieli przygotowany posiłek na obiad. Znalazłszy stosowne miejsce, zasiedli, aby oskubać zabite ptaki i nazbierać suchych gałęzi na rozpalenie ogniska; w blizkości zobaczyli ogromną ilość kości przeważnie ptasich, a wśród nich wyrastały krzaki, na których prześliczne olbrzymie kwiaty w formie kielichów, wydające bardzo miły zapach; każdy z nich miał w środku jakby czarę napełnioną miodem.