Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kali często pagórki z samych kości zwierzęcych, były to zapewne szczątki poległych w walce między sobą potworów. Ogromne, mięsożerne rośliny przedstawiały się niby grube pnie o otwartym wierzchołku, mogącym z łatwością pochłonąć całego człowieka; niezliczone mnóstwo wężów zalegało w około nich ziemię.
— Dziwi mnie to — rzekł Bearwarden — że węże sykiem swoim nie odstraszają zwierzyny od tych zdradzieckich roślin?
— Wężom nic nie zależy na ocaleniu życia tym ofiarom, przeciwnie korzystają one z resztek uczty, bardzo być może, że dlatego kryjąc się w pobliżu podczas dnia, w nocy dopiero tu przypełzają, a może też służą za przynętę niektórym czworonogom jak jelenie lub daniele, które lubią zabijać je, tratując kopytami — odpowiedział Cortlandt.
Po północy znalazłszy się na polance wśród lasu, wypoczęli przez pół godziny. Ale o świcie byli już na nogach, dążąc dalej w drogę ku pozostawionemu statkowi.
Gdy słońce wzbiło się wysoko, nagle zobaczyli, jak jeden z księżyców dążył ku niemu w prostej linii; za chwilę musiało nastąpić zaćmienie słońca.
— Wszystkie księżyce — rzekł Cortlandt — obracają się na linii prostopadłej z równikiem Jowisza, a zatem mieszkańcy tej planety miewają bardzo często zaćmienia słońca i księżyca; jeśli my widzimy je dzisiaj dopiero po raz pierwszy, to tylko z powodu, że jesteśmy poprostu dość oddaleni od równika.
Podróżni zatrzymali się, obserwując zjawisko; słońce przechodziło przez wszystkie fazy zaćmienia, takiego samego, jak na ziemi widzieć je można w wypadkach po-