Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomyślał chwilę i rzekł do siebie:
— Już wiem co zrobię!
Pofrunął więc prędko do wilka — obudził go i powiada:
— Wilku! jest jedzenie!
— Gdzie? dawaj!
— No, tak znowu zaraz nie można. — I opowiedział wilkowi, o tym chłopskim weselu.
— Zróbmy tak: ty się schowasz w ogrodzie w krzakach przy chałupie, a ja cię zawołam jak będzie czas.
Wilk powlókł się miedzami i rowami ku chałupie, a skowronek poleciał prosto do chałupy, a że okno było otwarte, wleciał do izby, gdzie właśnie goście weselni jedli krowę pieczoną, którą na weselu zarznęli bo była stara i chora. Masę mięsa leżało na miskach ogromnych na stole — a skowronek usiadł sobie na flaszce z wódką.
Zobaczyli chłopi skowronka i chcieli go ręką złapać, a on poleciał na drugi koniec stołu i usiadł na pieczeni. Znowu go tam chcieli złapać, a on usiadł na głowie panny młodej. Zrobiła się z tego awantura i zaczęli wszyscy z hałasem skowronka gonić i tak się zacietrzewili, że jak skowronek wyleciał przez drzwi na podwórko, wszyscy chłopi, baby i dzieci zaczęli go gonić i zostawili pieczeń.
Wilk wtedy chlust przez okno do chałupy, porwał pieczeń, wlazł pod stół i za żął pożerać.
Oczywiście chłopi skowronka nie złapali i do chałupy powrócili. Aże chłopi opowiadali sobie o skowronku, baby śpiewały a muzyka grała, nie usłyszeli,