Strona:PL Antoni Piotrowski - Od Bałtyku do Karpat.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że tam pod stołem wilk pieczeń chrupał. Dziwno im było tylko, że jedna pieczeń gdzieś się podziała ale myśleli, że może zjedli i zapomnieli, bo już mieli dobrze w czubach.
Wilk się najadł dobrze i zrobiło mu się wesoło. Myśli sobie, kiedy oni śpiewają, to i ja sobie zaśpiewam, dlaczego nie! — Jak zawył pod stołem, na cały gardziel — tak chłopi się okropnie przelękli i pouciekali, gdzie kto mógł, a wilk wtedy złapał resztę drugiej pieczeni i drapnął w swoje krzaki.
Skowronek z góry to wysoko widział i zaraz przylatuje do wilka i pyta?
— No, najadłeś się, to teraz chodź skończyć z tym kretem.
A wilk powiada:
— Aha! ani myślę — te szelmy baby tak pieczeń przesoliły, że mi się okropnie pić chce. Jak mi dasz co do picia, to może pójdę.
— A przecież tu blizko jest woda w strumyku!
— Wielki z ciebie mędrzec, chocieś taki mały, ja mam chlapać wodę, po takiej słonej pieczeni — niedoczekanie twoje, jabym się czego dobrego napił — tak… piwka albo co?
Tak skowronek się okropnie zmartwił, skąd tu dla tego hycla, wziąć piwa?
Podleciał znowu w górę — patrzy a tu jedzie żyd i wiezie beczkę piwa.
Jakby to tego piwa dla wilka dostać, myśli sobie skowronek. Stare sztuki są najlepsze… powiada i siada drzemiącemu żydowi na biczysku.