Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

schodząc ze schodów — nie lubi! kiedy ja lubię, i bardzo lubię.“
W cukierni zastaje Emila z pakietem smażonych kasztanów. „Astolfie, zapłać za mnie, nie mam pieniędzy przy sobie, a długów nienawidzę.“ — Chętnie. Zapłacił za niego i za siebie, a gdy wrócił do loży, dziękowano za kasztany... Emilowi.
Przecież na koniec dzwonek suflera wywołał odwiedzających, każdego na swoje miejsce, i właściciel dzisiejszéj loży, mógł przybliżyć się trochę. Szczęśliwszy téż tą razą, upatrzył sobie między kokardą Atanazji a beretem pani Gołębiowskiéj mały otworek, jakby okienko, przez które można było dostrzedz jedną cząstkę sceny. — Dobre i to! — patrzał z uwagą, lubo niewygodnie nachylony, gdy dotknięty już nie raz pierwszy w ramię, obrócił się i postrzegł Józia bawiącego się przylepianiem mu lepkich papierków z kasztanów do nowego płaszcza, któremi już jednę stronę kołnierza zupełnie ugarnirował. Byłby drogo opłacił ukontentowanie przylepiania papierków nieznośny chłopiec, albowiem gniew Astolfa doszedł do najwyższego stopnia, lecz był on nadto dobrze wychowany, aby go w swojéj loży okazać — kiedy matka postrzegłszy figlarne dzieło Józia, tak głośno śmiać się zaczęła, że wszystkie loże, i stokrotne psyknięcia oświadczyły nieukontentowanie publiczności.
W tem huczne oklaski oznajmiły wszystkim mężom w głębi lóż siedzącym, wystąpienie na scenę pani Biller; posunął się Astolf do swojego okienka, gdy chłopiec wszedłszy po filiżanki prosił o zapłatę.