Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Już zapłaciłem.
— Gdzie?
— Na dole.
— Ja tego nie wiem.
— Idź się spytaj.
— Po co mam chodzić.
— Idź, bo cię wytrącę.
Pst! pst! — Z parteru i z lóż dało się słyszeć, a Astolf przytłumiając gniew słuszny, ujął silno za ramię natrętnego chłopca i wyszedł skończyć z nim rozprawę w cukierni, gdzie mógł wezwać świadectwo cukiernika; ale nie zastał tegoż, bo równie ciekawy jak wszyscy, wsunął się był na parter słuchać pięknéj aryi śpiewanéj przez panią Biller. Po długim szukaniu znaleziono go nareszcie, a gdy przyznał iż w saméj rzeczy odebrał zapłatę, Astolf więcéj porywczy niż rozsądny, nakręcił ucha chłopcu i uderzył go w kark parę razy. Powstał wielki hałas. — Jeden chłopiec płakał, drudzy krzyczeli, cukiernik nawet obruszać się zaczął; spieszący się Astolf chcąc skończyć tę kłótnię, rzucił kilka cwancygierów, i pobiegł na górę, gdzie do wchodzącego zawołała Amalja: — Prawda Astolfie, że ślicznie śpiewa? — Być może, odpowiedział, i rzucił się na swój skromny stołeczek, z przedsięwzięciem nie słuchania, nie patrzenia, ale i nie ustąpienia, choćby na cal jeden, miejsca przez siebie zajętego. Zaczęły znowu drzwi otwierać się i zamykać; zawsze jedne, zawsze też same wieczne teatralne zapytania i odpowiedzi, a Astolf skłoniony okolicznościami do moralizowania myślał sobie: Mój Boże, dla czego téż człowiek wtenczas jé, kiedy mu się jeść chce —