Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potem ochłonę i z trudu i z trwogi,
Pytam się, pytam, acz sam nie wiem kogo,
Za com na świecie karany tak srogo?
Komu i przez co, ja nieszczęsny szkodzę?
A jeśli szkodzę, po cóż się i rodzę.

Daniel stary.

Jak każdy słaby musisz cierpieć wiele,
Ale natura dała ci w udziele
Czujność i szybkość. W nich obrona twoja,
Jakkolwiek licha, jedyna to zbroja.
Lecz biada tobie, jeśli chcąc ujść męce,
Zechcesz ją złożyć w czyjekolwiek ręce;
Jeśli za wolność w jakimbądź sposobie
Obcą opiekę zechcesz kupić sobie.
Młodego — panicz obudził cię czasem,
Młodego młodzież przeganiała lasem,
Dlatego później wprawny i świadomy
Mogłeś przez ludzkie przesuwać się gromy,
Mogłeś szaloną przemocą przyparty
Wyprzedzić w biegu i konie i charty.
Ale dziś, jeśli z powodu opieki
Nawykniesz twardo zamykać powieki,
Jeśli spoczynek twą szybkość zagrzebie,
Cóż ci zostanie ze samego siebie?
Nic mieć nie będziesz na świata padole,
Jak cudzą łaskę, raczej cudzą wolę.
A łapa w straży nad tobą rozwarta
Ścisnąć cię może jak i szczęka charta.
Tak zamiast wroga protektor cię złupi,
Boś nie mniej słaby, a więcéj był głupi.