Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

możemy? W potrzebie mogę zamknąć oczy... nie jestem ciekawy... bynajmniej ciekawy.

Pani.

To być nie może. Jakaż ja biedna! Zawołaj że mi Pan przynajmniej tej kobiety, która nas tu przyjęła.

Pan.

Tej kobiety niema — wołałem, krzyczałem, wyjechała pewnie baba na miotle...

Pani.

Kominem, prawda, stary koncept a nie bardzo grzeczny. Gdybyś Pan chciał znalazłbyś ją pewnie, przepędzilibyśmy przynajmniej noc we troje, ale pan dla damy nie masz żadnych względów. To się prawdziwie nie godzi.

Pan.

Ależ proszę Pani, gdzież ja mam szukać téj baby, tu niema kurytarzów, ani rozległych apartamentów, ani suterenów, niema nawet sionki przed tą nędzną chatką, gdzie tylko cztery kąty a piec piąty i gdzieżby się miała schować? gdzież ją mam szukać? do lasu nie pójdę.

Pani.

Nareszcie gdybyś tylko chciał, mógłbyś Pan i w karetce nocować... gdzie już raz spałeś tak smacznie.

Pan.

A dajże mi Pani pokój! W karetce tylko kaczka teraz nocować może.

Pani.

Człowiek grzeczny znalazłby tam trochę miejsca.