Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom X.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ztąd téż ten zamęt, chaos w dzikim wściekłym szumie,
Tak że nawet sam siebie nikt już nie rozumie,
Te Komunizmy, Socyalizmy, Furierizmy,
I wszystkie jakie tam bądź wyuzdane izmy.
Naprzód?! Niech wszyscy pędzą, niech i gwiazdy miną,
Bylem nie był pomostem, ani téż drabiną.

Negri.

Lecz pozwól Pan...

Baron.

Pozwól Pan że te spory skrócę
I czasu nie marnując do rzeczy powrócę.
Chcesz się żenić z Otyldą?

Negri.

Żyjem chęcią wspólną.

Baron.

Dawnoże ją widziałeś, jeśli spytać wolno?

Negri.

Wieczność!

Baron.

To bardzo dawno.

Negri.

Więcej niż ćwierć roku...

Baron.

To już mniej.

Negri.

Oko moje nie drżało w jej oku,
Głos jej nie wpłynął w moją rozczochraną duszę.