Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dopadł domu... i aż za drzwiami mogłem się zapytać: „Kto tam?“

Michał.

Przykre zdarzenie.

Mateusz.

Komu to mówisz. Ale rano poszedłem na miejsce, gdzie się to stało... bo to zawsze miło przekonać się na miejscu — w tém, patrzę... i podnoszę... O!

(Dostaje z kieszeni kawałek przetrąconéj laski.)
Michał.

Kawałek złamanéj laski...

(Podaje Józefowi.)
Józef.

Hm, jakieś twarde drzewo.

Mateusz.

Ja wiem, że twarde.

Michał.

Żałujemy cię bardzo, ale cóż to nas się może tyczyć?

Mateusz.

Bardzo wiele. Ponieważ bowiem to nie był Fikalski, więc był jakiś inny gach, co się wkradał lub wykradał z jednego z waszych domów.

Michał i Józef.

O! O! O! Co ty mówisz?

Mateusz.

Mam niemylne przekonanie.

Michał.

Moja Barbara jak złoto.

Józef.

A mojaż Marta.