Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/223

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    Michał.

    Fikalski!.. — Ależ bój się Boga Mateuszu — wszak mówiłeś i przeczyć nie można, że twoja Anna więcéj jak niemłoda i nigdy podobno nie była nad miarę powabną.

    Mateusz.

    Ha! co to znaczy — stary żołnierz to odważny.

    Józef.

    To być nie może.

    Mateusz.

    To niezawodnie. Ale o mnie niech mowy nie będzie, wczoraj zaszło coś dla was ważniejszego.

    Józef i Michał.

    Dla nas?

    Mateusz.

    Słuchajcie. Koło dziesiątej noc była dość jasna... szedłem moją ścieżką przez sad, wiecie... a w tém z tyłu mię napada...

    Michał.

    Kto?

    Mateusz.

    Ha! żebym wiedział?

    Michał.

    Mogłeś przecie zobaczyć.

    Mateusz.

    Jak miałem zobaczyć?!.. W plecach oczów nie mam... i szczęście, bo byłby mi je wybił do szczętu.

    Józef.

    I domyślasz się, że to Fikalski?

    Mateusz.

    Nie, nie Fikalski, bo Fikalski mańkut, a to szło z góry na dół, od prawego do lewego. Ledwiem