Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/256

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Jeden już ostrém słowom dał się słyszeć przy mnie,
    Drugi, gdym zaczął mówić o dzisiejszém zimnie,
    Najgrzeczniej ani mruknął, ale drzwi otworzył;
    A lubcia czyta... i co?... dłońbym w ogień włożył,
    Że... (patrzy w poszyt, Zuzia chce odebrać)

    Zuzia.

    Już kawa...

    Kapka.

    Że wiersze.

    Zuzia (chcąc dostać).

    Proszę.

    Kapka (odsuwając się).

    I ja proszę.
    Wiersze! I ja przez wiersze taki wstyd ponoszę?

    (wyrzuca przez okno)

    Precz!

    Zuzia.

    Cóż pan Edwin powie?

    Kapka.

    Bardzo o to stoję.
    Niech się rozgniewa... owszem... I lekcye twoje
    Już się dziś skończyć muszą...

    Zuzia.

    Już?

    Kapka.

    Nie dość pół roku?

    Zuzia.

    Czemu dłużej nie można?

    Kapka.

    Bo mam rozum w oku.

    Zuzia.

    Ależ ja mało umiem.

    Kapka.

    Lepiej umieć mało,
    Jak się przeuczyć.