Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Zuzia.

Jeszcze choć rokby się zdało...

Kapka.

To, to, to, proszę kogo! rok!... czemu nie dwa, trzy?
Lecz moje oko widzi, gdzie Pan Edwin patrzy,
Gdzie i Panna Zuzanna... widzi doskonale,
Nie w książkę, szkoda mówić, o, nie w książkę wcale;
Wiem, co znaczy, gdy jedno przy drugiém usiędzie,
Lecz jakem Józef Kapka, nic z tego nie będzie.

Zuzia (płacząc i całując go w rękę).

Mój ojcze!

Kapka.

Ba, ba, ba, ba, o łzy tu nie idzie,
Wtedyby szło dopiero, jakbyś była w biédzie.
Twój Edwin jest poetą... pięknie wiersze składa;
Ale jak każdy drugi, i poeta jada,
I żona przy miłości sławą żyć nie zdoła,
Wkrótce i dziecko także, papuniu, zawoła,
A on choć dniem i nocą popracuje szczérze,
Da wam odę na obiad, bajkę na wieczerzę;
Ale oda nie rosół, bajka nie pieczenia,
A zatém nic nie będzie z waszego marzenia.

Zuzia (płacząc).

Niedawno był i dobry, i mądry, i grzeczny,
Ale dziś, dziś na wszystko pada wyrok sprzeczny.

Kapka.

Dawniej dość go lubiłem, nikt tego nie przeczy,
Pókim myślał, że z niego będzie co do rzeczy;
Ale, kiedy Pan Edwin, jak szalał szaleje,
Darmo-że mam tę samę zachować nadzieję?
Został pisarzem miejskim, urząd nie pętelka,
Ztąd godność i estyma, ztąd i korzyść wszelka;