Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   153   —

opiekuna, ma tylko dla niego serce, przepełnione wdzięcznością i wiernością. Ot tem jestem dla pana Fouquet.
— Zrobił cię biskupem.
— Tak, księżno.
— Ale wojskowość to zawsze twoja ucieczka!
— Zapomniałem o wojskowości, od czasu jak zostałem duchownym — rzekł Aramis dotknięty.
— Mniejsza o to... Wiedziałam żeś wrócił z Vannes, i posłałam do jednego z naszych dawnych przyjaciół, hrabiego de La Fere...
— A!... — rzekł Aramis.
— Ale ten, jedyny do sekretu — odpowiedział mi, że nic nie wie o tobie.
— Zawsze ten sam — pomyślał biskup. — Kto jest dobrym, zawsze nim będzie.
— Wówczas... wiesz bowiem, że nie mogę się tu pokazywać, bo królowa matka zawsze coś ma przeciw mnie.
— Tak, i dziwi mnie to mocno.
— O! to pochodzi z wielu przyczyn. Ale dajmy temu spokój... Zmuszona wiec jestem ukrywać się; szczęściem, spotkałam pana d‘Artagnan, podobno dawnego twego przyjaciela, nieprawdaż?
— I teraźniejszego, księżno!
— On mnie oświecił, odesławszy mię do pana de Baisemeaux, gubernatora Bastylji.
Aramis zadrżał, a oczy jego w ciemności rzuciły blask, którego nie mógł ukryć przed przewidującą przyjaciółką.
— Co to ma znaczyć?... — pomyślał biskup, wysilając swój spryt, ażeby godnie wytrzymać walkę.
— Jak mi mówił d‘Artagnan, pan de Baisemeaux był ci mocno obowiązany.
— I to prawda. A zatem Baisemeaux wskazał pani...
— Saint-Mande! dokąd posłałam list...
— Który mam przy sobie i który bardzo mi jest drogim, bo jemu winienem radość widzenia pani.