przyćmionemi od czarnych wierzchołków kilku jodeł. Oboje usiedli obok siebie.
— Kawalerze — rzekła księżna — od widzenia się naszego w Fontainebleau, nie zawiadomiłeś mię nawet, czy żyjesz, a przyznaje, że obecność twoja w dniu śmierci Franciszkanina i tajemniczość zadziwiły mnie i zaciekawiły niewymownie.
— Mogę pani wytłumaczyć i moją obecność i moja tajemniczość — rzekł Aramis.
— Ale przedewszystkiem — rzekła z żywością księżna — pomówmy trochę o sobie. Przecież od tak dawna jesteśmy przyjaciółmi.
— Tak pani, i, jeżeli się Bogu podoba, zawsze nimi będziemy.
— Jestem na rozkazy, pani. Ale za pozwoleniem, jakim sposobem dowiedziałaś się o mojem mieszkaniu i dlaczego?
— Dlaczego? jużem ci to mówiła! przez ciekawość! Chciałam wiedzieć, czem byłeś dla tego Franciszkanina, z którym miałam niejakie stosunki, a który zmarł tak szczególną śmiercią.
— Rozumiem, pani.
— Przypomniałam sobie, żeśmy nic nie powierzyli sobie na cmentarzu, ani ty: czem byłeś dla Franciszkanina, którego pogrzebem zajmowałeś się, ani ja, czem dla niego byłam. Wszystko to wydawało mi się niegodnem dwojga tak dobrych, jak my przyjaciół, i dlatego szukałam sposobności, ażeby zbliżyć się do ciebie, ażeby dowieść ci, że należę do twego stronnictwa, i że biedna nieboszczka Marja Michon zostawiła na tej ziemi cień pełen wspomnień.
Aramis schylił się do ręki księżny i pocałował ją z grzecznością.
— Musiałaś pani mieć — rzekł — trochę trudności w wynalezieniu mnie?
— Tak — odpowiedziała niezadowolona, że Aramis naprowadza rozmowę na to, czego chciał się dowiedzieć. — Ale wiedziałam, że jesteś przyjacielem pana Fouquet, szukałam więc ciebie około niego.
— Przyjacielem! o!... — krzyknął Aramis — mylisz się, księżno. Ubogi ksiądz zaszczycony łaską tak wspaniałomyślnego
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/152
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 152 —