Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

— Cóż z tego?
— Uważaj więc pan na mój rachunek; wyprawiłem pana du Vallon o godzinie drugiej w nocy. Pan du Vallon wyprzedził mnie o osiem godzin. Kiedy du Vallon przybył?
— Blisko cztery godziny temu.
— Widzisz więc pan, że ja zyskałem w drodze cztery godziny. A jednak kamienny to człowiek ten Porthos, zajeździł osiem koni, których trupy znalazłem po drodze. Ja także pędziłem narówni z wiatrem, ale mam podagre, jestem cierpiący i trudy mnie zabijają. Musiałem chwile spocząć w Tours; stamtąd, leżąc w karecie, prawie napół umarły, to na bok, to na wznak się przewracając, w cztery godziny po Porthosie przybyłem; ale zważ pan, że d‘Artagnan nie waży trzystu funtów, jak Porthos, d‘Artagnan nie ma, jak ja, podagry, to nie jeździec, ale centaur; d‘Artagnan choć dziesięć godzin przed nim wyjechałem, we dwie po mnie przybędzie.
— Ale przeszkody, wypadki...
— Dla niego niema przeszkód, ani wypadków.
— Może koni nie dostał...
— On prędzej biegnie, niż konie.
— Jakiż to człowiek!...
— Tak, jest to człowiek, którego kocham i podziwiam; kocham go, bo jest dobry, szlachetny; podziwiam, bo mi przedstawia doskonałość człowieka. Lecz kochając go i podziwiając, boję się i jestem ostrożny. Otóż, jak powiadam, d‘Artagnan za dwie godziny będzie w Paryżu; wyprzedź go pan, jedź do Luwru i postaraj się widzieć z królem, zanim on przybędzie.
— Cóż powiem królowi?
— Nic; tylko mu ofiaruj Belle-Isle.
— Panie d‘Herblay, panie d‘Herblay, wieleż to naszych widoków naraz upadnie!
— Kiedy jeden projekt upadnie, można znaleźć tysiące innych; nie rozpaczajmy, ale jedź pan, jedź spiesznie.
— Ale ta załoga tak ślicznie utrzymana!... Król zamieni ją zaraz na swój orszak.