Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiódł ku niebu, a Ajaxa doprowadził do tego, iż ośmielił się grozić bogom.
Powstał i pięści wzniósł ku niebu.
A potem, wyczerpany tym żywiołowym wybuchem, pomyślał o ojcu i poszedł, by na jego piersi wypłakać cały swój ból, użalić się, ulżyć rozpaczy.
De Villefort zastał u ojca księdza Bussoniego. Był jednak w tym stanie podniecenia umysłowego, że już na to nie zważał i zaczął opowiadać wszystko ojcu.
Noirtier słuchał, pozostając nieruchomy jak zazwyczaj, tylko na wieść o śmierci Edwardka w jego oczach odmalowało się, jakby współczucie.
Ksiądz Bussoni nie słuchał, zapatrzony w okno.
De Villefort zwrócił nakoniec uwagę na jego obecność. Przypomniał sobie, iż był kiedyś u tego księdza, nazajutrz po owym obiedzie w Auteil, a następnie, — iż ten sam ksiądz znalazł się w jego domu, w dniu śmierci Walentyny.
— A... i ksiądz jest tutaj? — powiedział — czyżbyś wiedział naprzód, że ci przyjdzie tutaj znów modlić się nad umarłymi?...
Mniemany ksiądz podniósł się z krzesła, na którem siedział dotychczas. Widząc wykrzywioną bólem twarz prokuratora i dziki wyraz jego oczu, pomyślał, iż scena w sądzie kryminalnym odbyła się najwidoczniej z wynikiem zgóry przewidzianym i że to właśnie jest powodem podniecenia prokuratora. O niczem więcej nie wiedział jeszcze.
— Przyszedłem, ażeby się pomodlić za duszę córki pańskiej — powiedział głośno — a także, by ci powiedzieć, iż dosyć już na ciebie kary, że pokuta twa skończona i że od tej chwili prosić będę Boga, aby ci przewinienia twe wybaczył, jak ja ci już przebaczyłem.
— Boże mój! — zawołał de Villefort, cofając się z trwogą — kto ty jesteś panie?... mówisz nie głosem księdza Bussoniego przecież?
— Poznałeś to?... A więc tak, nie jestem bynajmniej księdzem Bussonim!