Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

De Villefort, czując, iż ogarnia go obłąkanie, rzucił się naprzód. Trup żony leżał wpoprzek drzwi, broniąc przejścia do następnego pokoju, w którym niewątpliwie znajdować się musiał Edwardek.
De Villefort, już nie świadomy tego co czyni, przekroczył trupa, otworzył drzwi, wszedł do buduaru, a wtedy ujrzał na kanapie syna, jakby w uśpieniu.
Nieszczęśliwy mąż i pełen straszliwego niepokoju ojciec aż zakrzyknął radośnie na ten widok i rzucił się ku swej dziecinie, jak lwica raniona śmiertelnie, lecz śpiesząca jeszcze, by bronić swe małe.
Nie zważając na to, iż dziecko obudzi, porwał na ręce Edwardka, przemawiając doń tkliwie. Lecz na nic się nie zdały pieszczoty i wołania, — chłopczyna pozostawał nieruchomy. Przyłożył swe rozpalone usta do ust syna, lecz usta te były już zimne i zbielałe, przyłożył rękę do serca — lecz serce to już bić przestało...
Nie było żadnej wątpliwości. Dziecię było martwe.
Jakiś papier leżał na piersi Edwardka. De Villefort złożył drobne ciałko z powrotem na kanapę, padł na kolana i jednym rzutem oka przebiegł oczyma pismo.
— „Czy byłam dobra matką? — czytał — ocenić możesz choćby z tego faktu, iż przez miłość do dzieciny mej odważyłam się na zbrodnię nawet.
Dobra matka jednak nie rozstaje się nigdy z dzieckiem swojem“.
To było wszystko, co wyczytał. Lecz ojciec, mimo to, nie chciał jeszcze wierzyć, jeszcze miał nadzieję, że może cud...
Cuda przecież dzieją się na świecie?... Pochylił się więc nad ciałkiem Edwardka i najtroskliwiej badać je zaczął.
Straszliwa prawda nazbyt była jednak oczywista. To też z jego piersi wyrwał się bardzo szybko przerażający otchłanią bólu okrzyk: Boże!... Boże!... mój!
Rozpacz bezdenna odbierać mu zaczęła rozum. W miejsce bólu ogarniać go zaczęła wściekłość, ten potężny motor ludzkich czynów, szał bezpamiętny na nic, który ongi Tytanów