Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I mniemany ksiądz, przy słowach tych, zdarł z głowy perukę, tak, iż jego czarne włosy rozsypały się na ramiona i okoliły twarz cudnej piękności.
— Ależ to twarz hrabiego de Monte Christo.
— Nie, panie, to nie jest twarz pana Monte Christo, poszukaj lepiej w pamięci swej...
— Ten głos!... zdaje mi się, że ja go słyszałem już kiedyś, dawno bardzo...
— I nie myli cię to wspomnienie, Villeforcie! Słyszałeś ten głos przed laty w Marsylji, w dniu zaręczyn swych z panną de Saint Meran. Przeszukaj swe urzędowe papiery z dnia 29 kwietnia 1815 roku, a znajdziesz w nich me nazwisko.
— Więc ty nie jesteś księdzem Bussonim?... Nie jesteś hrabią de Monte Christo również?... A więc już wiem, kim jesteś! Jesteś owym nieubłaganym śmiertelnym wrogiem, którego istnienie wyczuwałem od jakiegoś czasu na każdym kroku. Musiałem cię skrzywdzić ongi, w tej Marsylji... I cóż ja ci takiego mogłem zrobić?... co ci uczyniłem złego?... powiedz, mów!!
— Skazałeś mnie na śmierć powolną, straszną... zabiłeś ojca mego, który umarł beze mnie z głodu, i zabrałeś mi narzeczoną moją, gdyż ta, po zbędnych wyczekiwaniach, zaślubić musiała innego, bo tego domagało się od niej życie. Oto co ze mną uczyniłeś! Zabrałeś mi życie moje, wolność moją, miłość mą... pozbawiając mnie wolności. Zabrałeś mi całe szczęście moje.
— Więc jesteś?... jesteś?... Ach, mów!... na Boga!
— Ja jestem ten, który konał w lochach zamku If i tam skonał, a jego ciało wrzucone było, z trzydziesto-funtową kulą u nogi, w odmęty morza Śródziemnego burzą w chwili tej szalejące. Z tej otchłani jednak, za wolą Boga Najwyższego wyszedł upiór, widmo, anioł-mściciel, okryty złotem i brylantami, w masce hrabiego Monte Christo, by czynił sąd nad winnymi.
— Teraz cię poznaję!... już cię poznaję! Ty jesteś...
— Edmund Dantes!...