Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze jednakie. Bądź zdrów, Edmundzie!... Już nic nie żądam od Boga... widziałam ciebie... zobaczyłam cię znów! I ujrzałam cię tak samo szlachetnym, jak to było dawniej. Bądź zdrów, Edmundzie! Dziękuję ci... żegnaj!
Monte Christo stał bez ruchu.
Mercedes otworzyła drzwi gabinetu i wyszła.
Monte Christo stał dalej bez ruchu, z rękoma na biurku wspartemi, tak jak go Mercedes, wychodząc, zostawiła. Stał tak bardzo długo.
Nakoniec głos zegara na wieży Inwalidów wydzwaniający godzinę pierwszą po północy, wyrwał go z zadumy.
— Szalony byłem — rzekł — gdy zaprzysięgłem zemstę nie wyrwawszy serca przedtem z piersi!