Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na i że po raz pierwszy w życiu troszczyć się muszę o danie mu żony; z tej przyczyny nie mam dostatecznego wyrobienia.
Powiedziawszy to, Morcef powstał, wyprostował się, a następnie, z uśmiechem nieco wymuszonym mówić rozpoczął, składając przedtem Danglarsowi ukłon głęboki.
— Panie baronie, mam honor prosić cię o rękę panny Eugenji, baronówny Danglars, córki pańskiej, dla mego syna, Alberta wicehrabiego de Morcef.
Danglars zmarszczył brwi i, nie prosząc nawet hrabiego, aby ten usiadł, odpowiedział:
— Panie hrabio, zanim dam odpowiedź, muszę się namyśleć.
— Jakto? — zapytał Morcef niezmiernie zdziwiony — alboż nie miałeś dosyć czasu do namysłu w czasie ośmiu lat, bo przecież taki kawał czasu o związku tym mówimy?...
— Panie hrabio, chłop strzela, a Bóg kule nosi, jak to mówi przysłowie; projekty nasze niejednokrotnie poddawać musimy różnym modyfikacjom.
— Proszę cię, baronie, wyrażaj się nieco jaśniej.
— Hm... od niedawna zaszły nowe okoliczności właśnie, które mnie zniewalają...
— O, mój panie, nie sądzisz chyba, bym musiał ulegać twym fantazjom, czekać powrotu jego łaski!
— Ha, w takim razie, panie hrabio, jeżeli nie chcesz czekać, to możemy projekty nasze uważać za niebyłe.
Hrabia aż do krwi przygryzł wargi, powstrzymując tem wybuch gniewu, przyszło mu bowiem na myśl, iż okryłby się śmiesznością, gdyby pozwolił dać się ponieść swemu temperamentowi. Czuł jednak, iż dalsza rozmowa jest ponad jego siły, to też już skierował swe kroki ku wyjściu bez pożegnania nawet, gdy wtem jakaś chmura przysłoniła mu oczy, pozostawiając na czole ślad wyraźnego niepokoju, w miejsce obrażonej dumy.
— Słuchajno — rzekł — kochany Danglarsie, znamy się od bardzo wielu lat, powinniśmy mieć dla siebie pewne względy. To właśnie biorąc pod uwagę powinienbyś mi powiedzieć wy-