Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znaczenie! Jeżeliby miał to być zbieg okoliczności, wypadek, to już niewątpliwie kierowaćby nim musiała ręka Opatrzności.
— A dlaczegóż nie miałaby to być Opatrzność właśnie, mój ty potomku korsykanów? Może jednak zechcesz mi opowiedzieć to krwawe intermezzo swego życia?
— Raz tylko w życiu opowiadałem to zdarzenie. A raczej — wyspowiadałem się przed księdzem Bussonim z tej ciężkiej winy mego życia. O rzeczach takich mówić można przy konfesjonale tylko.
— Rób jak chcesz, mój Bertuccio. Powiem ci jednak, że ogromnie tego nie lubię, gdy moi ludzie chodzą jak cienie, cieni się boją i przed cieniami uciekają, co w wyniku daje ten skutek, że się boją przejść po ogrodzie, uporządkowanie którego jest ich obowiązkiem. A zresztą, przyznać się muszę, że bardzobym sobie nie życzył, aby mnie tu odwiedził pewnego pięknego poranka pan komisarz policji. To też, odprawiam cię, panie Bertuccio.
— Na miłość boską, panie hrabio, — zawołał intendent — przerażony tą groźbą. — Jeżeli żądasz tego, panie, opowiem ci wszystko, opowiem co do słowa. Tylko nie wypędzaj mnie, gdyż bez twojej opieki — napewnobym poszedł na rusztowanie.
— Jak uważasz... Pamiętaj jednak, byś mówił tylko prawdę, gdyż inaczej — lepiej będzie byś zupełnie nie zaczynał.
— O, nie! panie hrabio! przysięgam ci na zbawienie duszy, że mówić będę szczerą tylko prawdę. Ksiądz Bussoni poznał tylko część mej tajemnicy, tobie, panie, powiem wszystko! Błagam cię byś się oddalił z tego okropnego miejsca. Patrz, oto księżyc posrebrza uciekające chmury, tak samo, jak to było wtedy. A i ty, panie hrabio, w tym płaszczu, jakżeś podobny jesteś do Villeforta!
— Co? — zawołał Monte Christo — więc to był Villefort?
— Czy pan hrabia go znał?
— Czy znałem?...
— Otóż miał on opinję człowieka najszlachetniejszego, czło-