Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ panie hrabio — rzekł po chwili wahania Bertuccio — czyliż nie powiedziałeś mi, że ksiądz Bussoni, który wysłuchał mej spowiedzi w więzieniu w Nimes, uprzedził cię, odsyłając mnie do ciebie, że wielka wina obciąża moje sumienie?
— Prawda, ale kiedy cię do mnie posyłał z tem, że mieć będę z ciebie wybornego intendenta, myślałem, żeś się zajmował przemycaniem towarów i nic ponadto!
— O, panie hrabio! jak mogłeś tak myśleć o mnie? — zawołał Bertuccio z nagłym rumieńcem na twarzy.
— Myślałem również, że będąc korsykaninem, zabiłeś kogoś, w myśl waszych tradycyj, przez zemstę.
— Otóż tak właśnie było, panie hrabio, tak właśnie było! — zawołał Bertuccio — tak, zabiłem, lecz mszcząc się, nie dla zysku, jak bandyta!
— Pojmuję tę różnicę, nie mogę zrozumieć wszelako, co to mieć może wspólnego z tym domem, który tak widocznie cię przeraża?
— Bo ja... w tym domu mą zemstę nasyciłem.
— Jakto, tutaj?!... tak daleko od twej ojczyzny?
— Tak, panie, ale ten dom jeszcze nie należał wtedy do ciebie — naiwnie powiedział Bertuccio.
— I któż stał się ofiarą tej zemsty? Czy Markiz de Saint Meran? Za cóz, u djabła, mścić się miałeś na markizie?
— O, bynajmniej nie na nim.
— Szczególny zbieg okoliczności! — zawołał Monte Christo — trzeba trafu, bym ja ten dom właśnie kupić musiał, w którym tak okropna stała się zbrodnia i to przez mojego właśnie popełniona intendenta!
— Panie hrabio, to fatalizm, jestem tego pewien, to jakieś widocznie przeznaczenie. Bo tylko pomyśleć: kupujesz naprzód, panie hrabio, ten dom, następnie, przez nic i nikogo nie zmuszony, schodzisz po tych samych schodach do ogrodu, nakoniec na tem samem akurat stajesz miejscu, na którem ja zadałem mu cios śmiertelny, o dwa kroki zaledwie od miejsca, w którem nikczemnik ten zakopał własne dziecko! To nie może być nazwane zbiegiem okoliczności, to jest mój zły los, fatum, prze-