Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

następnie o tej wymianie podarunków, czy może mnie nie poznał?... dość iż pewnego razu poważył się mnie zatrzymać. Wynik tej nieosrtożności był taki, że nie on mnie, lecz ja jego ostatecznie pochwyciłem, wraz z dwunastoma jego podwładnymi. Już oddać go miałem w ręce sprawiedliwości rzymskiej, która prędko wyrokuje, lecz ostatecznie tego nie zrobiłem i puściłem go wolno.
— Pod warunkiem, że nie będzie więcej grzeszył — podpowiedział dziennikarz, śmiejąc się głośno, — z przyjemnością widzę, że dotrzymał obietnicy!
— Nie, panie — odpowiedział chłodno Monte Christo — takich przyrzeczeń nie wymagałem od niego bynajmniej, zażądałem tego jedynie, by zechciał oszczędzać mnie i przyjaciół moich. Może to, co wam powiem teraz, panowie, dziwnem się wyda, lecz ja bynajmniej nie roztaczam swych skrzydeł opiekuńczych nad społeczeństwem, choćby z tej przyczyny, że i ono się mną nie opiekuje, więcej nawet — tylko mi szkodzi.
— Wybornie! — zawołał Chateau Renaud — oto pierwszy człowiek, który jawnie się przyznaje do egoizmu! Brawo! panie hrabio!
— Jest w tem szczerość, a ta jest godna szacunku — rzekł Morrel — jestem pewien, że pan hrabia nie żałuje nigdy, gdy odstępuje od zasad przed chwilą wygłoszonych.
— Alboż ja, panie, odstępuję kiedy od swych zasad? — zapytał Monte Christo, który nie mógł się powstrzymać od spoglądania na Maksymiljana i to z taką siłą i uwagą, że to aż żenowało młodzieńca.
— Myślę, że tak właśnie było, gdyś pośpieszył na ratunek pana de Morcefa. Oddałeś wtedy przysługę bliźniemu swemu przecież, a więc i społeczeństwu.
— Którego jest on właśnie najpiękniejszą ozdobą — dorzucił z wielką powagą Beauchamp, wychylając kielich szampańskiego wina.
— Panie hrabio — zawołał Morcef — mimo twych wywodów pozwolę sobie twierdzić, że egoistą bynajmniej nie jesteś, raczej filantropem. Mienisz się być synem Wschodu, Lewantu,