Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No i cóż? — pytał głosem wzruszonym.
— Mój ojcze — odrzekłem wreszcie — nie mogę ci nic na to odpowiedzieć, bo to, co żądasz, jest nad moje siły. Wierz mi — ciągnąłem z pewną niecierpliwością — że przesadzasz wyniki tego związku. Małgorzata nie jest taką dziewczyną, za jaką ją masz. Miłość ta nie tylko, że mnie nie popchnie na złą drogę, ale rozwinąć we mnie może najszlachetniejsze uczucia. Prawdziwa miłość czyni zawsze człowieka lepszym, jakąby nie była kobieta, która ją spowodowała. Gdybyś znał Małgorzatę, pojąłbyś, że nie wystawiam się na nic niebezpiecznego. Jest ona tak szlachetną, jak najszlachetniejsza kobieta. O ile chciwość przeważa w innych, o tyle w niej bezinteresowność.
— Co jej jednak nie przeszkadza przyjąć twego całego majątku, gdyż sześdziesiąt tysięcy franków po twej matce, jakie jej dajesz, są twoim jedynym, pamiętaj, twoim jedynym majątkiem!
Ojciec zachował zapewne ten argument i groźbę na sam koniec, dla zadania mi ostatniego ciosu.
Byłem silniejszy wobec jego gróźb niż próśb.
— Któż to ojcu powiedział, że ja przekazałem tę sumę na nią?
— Mój notaryusz. Czyż człowiek uczciwy zrobiłby taki krok bez uprzedzenia swej rodziny na korzyść jakiejś panny? Przybyłem do Paryża. Matka, umierając, zostawiła ci tyle, że możesz żyć uczciwie, ale nie tyle, żebyś mógł dla swych kochanek być wspaniałomyślnym.