Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ści. Czem byłbyś dzisiaj, gdyby twój ojciec miał takie same pojęcia i puścił się za temi podmuchami miłości, zamiast budować życie na niewzruszonych podstawach honoru i prawości. Pomyśl, Armandzie, i nie mów mi więcej głupstw takich. Wszak prawda, porzucisz tę kobietę, twój ojciec cię o to prosi!...
Nic nie odpowiedziałem.
— Armandzie — mówił dalej ojciec — zaklinam cię na imię twej matki świętej, porzuć to życie, o którem prędzej, niż myślisz, zapomnisz, a do którego przykuwa cię teorya nieistniejąca. Masz dwadzieścia cztery lat, pomyśl o przyszłości! Nie możesz zawsze kochać tej kobiety, a i ona także nie będzie cię zawsze kochała. Przesadzacie oboje waszą miłość. Zamykasz sobie wszelką karyerę. Jeszcze krok, a nie będziesz mógł porzucić drogi, na której jesteś i przez całe życie gryźć cię będą wyrzuty młodości. Jedź, przepędzisz miesiąc lub dwa przy siostrze. Spokój i zacna miłość rodziny wyleczy cię szybko z tej gorączki, bo to jest gorączka. Tymczasem twoja kochanka pocieszy się, weźmie sobie innego, a gdy zobaczysz dla kogo chciałeś zerwać z twym ojcem i stracić jego miłość, powiesz mi, żem dobrze zrobił, przyjechawszy po ciebie i będziesz mię błogosławił. No, Armandzie wszak pojedziesz?
Czułem, że mój ojciec ma słuszność co do wszystkich kobiet, ale nie co do Małgorzaty. A jednak ton, którym wyrzekł do mnie swe ostatnie słowa, był tak słodkim, tak błagalnym, że nie śmiałem nic odpowiedzieć.