Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.3.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W salonowej dam cieplarni,
Pośród kwiatów egzotycznych
Sam zakwita purpurowo
Przy libacyach ustawicznych
I podziwia dziewic gracyę,
Oczekując na kolacyę.

Tak mu dobrze, tak mu ciepło!
Hrabia jemu rękę ściska,
A hrabina — ta z nim tańczy;
Panny chcą go widzieć zblizka,
Robiąc przytem spostrzeżenie,
Że ma piękne ułożenie.

Blaskiem spojrzeń czarujących
On się pieści i ogrzewa:
A ja z domu uciec muszę,
Bo mi całkiem brakło drzewa;
Poetyczna wena skrzepła —
Trza u ludzi szukać ciepła!

Pędzę szybko przez ulicę,
Palto wiatrem mam podszyte...
Jest to smutna ostateczność
Iść się ogrzać na wizytę;
Ale cel uświęca środki:
A więc idę grzeczny, słodki...