Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/180

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Zna się z burzami swej ojczystej strony
    I z tchnieniem wiosny, która go upieści...
    I od początku idzie uzbrojony
    Na rozkosz życia i jego boleści:
    Więc nic dziwnego, że nad wszystkie inne
    Musi ukochać zagony rodzinne.

    To przywiązanie, które ludzie prości
    Czerpią z cichego z naturą przymierza,
    Stwarza ojczyznę jako cel miłości,
    I coraz więcej zakres swój rozszerza,
    Aż cały krąg twój obejmie — o, ziemio!
    Razem z zmarłemi, co w grobowcach drzemią.

    A kto ukochał ciebie sercem swojem
    I w twe objęcia chyli się z tęsknotą,
    Tego pogodnym obdarzasz spokojem,
    Spojrzeniem matki i matki pieszczotą —
    W zaczarowane znów wprowadzasz koło,
    Wracając młodość jasną i wesołą.

    Chociaż do ciebie przybędzie złamany,
    Uchodząc losów ciężkiego rozbicia,
    Ty, dobrotliwa, zagoisz mu rany,
    I spędzisz z duszy palący ból życia,
    I cierpiącego pojednasz człowieka
    Z tem, co już przeżył, i z tem, co go czeka.