Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„O nie! mój mistrzu, co wzrok odrywasz
„Od ziemi, gdzie życia cele,
„I myślą w sennem niebie spoczywasz:
„Ziemią się z tobą nie dzielę;

„Lecz ją sam ujmę w żelazne dłonie,
„Promienną przeszłość odtworzę:
„A na zwycięskim wejdzie zagonie
„Słońce, co zgasnąć nie może.”

Tak dumał Julian, patrząc się w gwiazdy,
I szukał swojej w niebiosach,
Aż wtem z pod ziemi perskie podjazdy
Przyszły rozstrzygać o losach.

Wzięły zwycięztwo bitne legiony,
Pierzchają hordy przed niemi;
Ale wódz, strzałą perską raniony,
Chyli się z konia ku ziemi

I laur ostatni rwąc na tej niwie,
Obficie krwią swą go zmywa...
Spojrzał się w górę dumnie, wzgardliwie,
I sny stracone przyzywa.

Potem, zgarniając w dłonie już drżące
Strumień krwawego koralu,
Cisnął nim w niebo jasne, milczące,
Z wymówką skargi i żalu —