Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ten Wicio Sępiński to chwat! — mówił stary baron mizdrząc się i robiąc słodkie oczy do słuchającej go panienki. — Chwat co się nazywa!.. Jak się na niego patrzę, to mi się moje młode lata przypominają, kiedy byłem gwardyjskim kornetem w kawalergardach.. Cuda o tym chłopaku opowiadają; sam ojciec powiedział mi pod sekretem, że Wicek może wypić bez zbytecznego upicia się — cztery butelki szampańskiego wina... A jednak on sam przyznaje, że wodę mu wozić za... obecnym tu między nami panem Władysławem... Hę! co? Czy to prawda? — zwrócił się z zapytaniem do Władysława.
Ten na razie nie wiedział co odpowiedzieć, tylko zczerwieniał się bardzo, i widocznie gniew zbierał w nim hamowany do czasu. Zauważywszy to wszystko stary kapitan, który nie lubił strasznie barona, krząknął złowieszczo i rzekł:
— Nicby dziwnego nie było, mości baronie, żeby Kierbicz przepił jakiegoś Sępińskiego... Sępińscy, choć to dziś grafy, ale wie pan baron, to z takich hrabiów, co to „i ja kąt i ty kąt a nie wiedzieć zkąd!“.. Otóż mości dobrodzieju taki szlachcic z antenatów jak Kierbicz koniecznie musi przepić takiego panie... parweniusza.. Ale ja właśnie teraźniejszej naszej młodzieży chwalę, że choć może dużo wypić, pije jednak mało, może dziesiątą część tego, co myśmy za młodych lat pijali.
Zrobiło się nagle przy stole cicho, wszyscy uczuli, że kapitan ukłuł gościa, znanem bowiem było, że baron nie był w stanie jasno przedstawić swego pochodzenia i rodowodu, spojrzał więc marszałek na staruszka z wymówką, a on niby w