Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sępińskiego, który wczoraj wraz z synem i hrabią Karolem odwiedził ich w zajezdnym domu.
— Świetnie bawiłyśmy się wczoraj! — trzepała głośno Nina, zwracając się do Władysława — Już dawno nie pamiętam, żebym tak się śmiała. Cóż to za humor tego hrabiego Karola!.. Mówiliśmy wiele o panu... Votre conduite est inqualifiable!... Doprawdy, nie spodziewałam się — dodała, grożąc palcem.
Mais en quoi mademoiselle! en quoi? — zapytał, nadrabiając miną, lecz blednąc i mięszając się Władysław — pewno Karol musiał coś pani nagadać.. jakieś żarty, on sławny z tego. Niech mu pani nigdy nie wierzy! Ma pasję rozpowiadać niestworzone rzeczy o sobie i swoich przyjaciołach.. W czem-że to według Karola zawiniłem?
En tout! en tout! Wiem teraz, że pan nie należysz do świętych — odpowiedziała panna, rada, że potrafiła zaintrygować Władysława, a nie wiedząc nawet, jak go swojemi nieostrożnemi słowami gniewała. — Opowiadał mi hrabia — mówiła dalej — o sławnym klubie nietoperzy, o tych ucztach nocnych, które panowie wyprawiacie sobie nawzajem...
— Cóż w tem złego? — odparł Władysław, spoglądając z niepokojem w stronę Jadwigi. — Prawda, panno Jadwigo, że pani nie brałaby tego za złe, iż ktoś, nie mogąc się widywać z powodu zajęć w dzień, widuje się w nocy?
Jadwiga, czy nie słyszała, czy nie chciała słyszeć jego słów, bo zwróciła się zupełnie w stronę barona i pogrążyła się w słuchaniu jego opowieści.