Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie łap-no Wroński ryb przed niewodem!.. zobaczymy... zobaczymy — mówił marszałek, obchodząc w około nową maszynę. — Władziu! — zwrócił się nagle do młodego towarzysza — opatrzono sortownik, czy dobrze funkcjonuje?
Władysław wśród huku, gwaru i hałasu panującego w około maszyny nie słyszał słów marszałka; wraz z kapitanem zbliżył się do tego miejsca, gdzie młode kobiety i dziewczęta odsuwały wymłóconą słomę i tryny i przysłuchiwał się żartom starego wojaka, któremi bawił on hoże robotnice.
— Władziu! A to skaranie boskie z tymi urwiszami — grzmiał tubalnym głosem zniecierpliwiony marszałek — a zostawże, kapitanie, te facecje, daj pokój dziewkom, niech pracują.. Władziu! Chodź tu, zobacz sortownik, czy kąkol i groszek dobrze odbiera.
— Marszałek się zawsze o wszystko pyta, a sam najlepiej na tem się zna — mówił, zbliżając się Władysław i pochylił się nad aparatem przeznaczonym do czyszczenia ziarna. Zdaje się, że nie czyści tak dokładnie, jak cleytonowski — odrzekł powoli — grubszy groszek prawdopodobnie zostanie w ziarnie.
— Panie Wroński! Czy pan słyszy, co pan Władysław mówi? — zwrócił się marszałek do maszynisty, gderząc. — Wy tak zawsze.. doskonała, doskonała, a później paf!.. Masz groszek w pszenicy, z Odesy napiszą ci zaraz — nieczysta! I po dziesięć kopiejek porachują za oczyszczenie... Trzeba coś radzić i to zaraz... Nowy cleytonowski sortownik niech mi pan zaraz zapisze! Zapisać i przystosować!... Rozumiesz pan, panie Wroński! Natychmiast!...