Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzisz, bo... ja nie wiem, doprawdy — plątał się zmięszany Jaś — czy nie udać się wprost do twego rządzcy, ale tatko mi kazał, żebym cię zapytał.. to jest, abym u ciebie nabył sześćset pudów pszenicy twojej, tej białej sandomierki, na nasienie.. da po rublu za pud... Nie gniewaj się, że ja wprost do ciebie się udaję.. Oto sześćset rubli i.. i.. tatko prosił o zakwitowanie, żeś odebrał pieniądze i o kwit, by pszenicę wydali ze stodoły, choćby ciebie w domu nie było.. Władku! czy ty nie obraziłeś się na mnie?...
— Za co? — zawołał uradowany Władysław. — Czekaj, zaraz ci napiszę żądane kwity — i usiadł przy sekretarzyku.
— Ah! perfido haniebna! A zdrajco! A Judaszu Iskarjoto! — wołał, udając oburzonego hrabia. — Toś ty mógł Jasiu, jechać z Warowiec aż tu do Opola, ze mną, w moim wspaniałym ekwipażu i nie przyznałeś się, że wieziesz z sobą sześćset mamonników?!.. Kwita z przyjaźni! Trzymaj się Wędzolskiego.. Kwita!...
— Ależ, Karolu... Tatko wyraźnie kazał, żebym od Władzia kupił to nasienie — sumitował się zaambarasowany Jaś. — Wy takiej pszenicy nawet nie macie.
— No, uspokój się! — rzekł, rozbawiony śmiesznem zmięszaniem się chłopaka, Karol. — Żartowałem, a ty nigdy już ponoś nie będziesz się na żartach rozumiał...
Tymczasem Władysław napisał żądane przez starszego pana Mądrowskiego dokumenty i wręczył je Jasiowi.
Nastąpiły pożegnania, przy których hrabia Karol powiedział jeszcze z dziesięć konceptów udatnych i dowcipnych, ale naszpikowanych fran-