Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ropatwy pieczone.. a na trzecie zrób lody ananasowe.
— Przysięgam Bogu, że nie zrobię! — jęknął stary. — Jeszcze czego? Lody ananasowe. O co to — to nie! Za nic w świecie! Obraza boska!.. Śmiech ludziom powiedzieć! Nie! nie! nie! Lodów nie będzie.
Władysław aż dusił się od wewnętrznego śmiechu, mimo to nie wybuchnął, lecz przeciwnie przybierając najpoważniejszą minę, rzekł do starego:
— Wszystko to bardzo ładnie, ale niech Stanisław nie zapomina, co nieboszczyk pan major, wuj mojej matki, mawiał, że kolacja bez leguminy to tak jak lis bez ogona, a przecież on się znał na kuchni i wiedział co mówi.
Zafrasował się stary po tych słowach; zamilkł na chwilę i smutnie kiwał głową.
— Cóż Stanisław się tak zadumał? Prawda, że ja mam zawsze rację?
— To prawda, że pan major to mówił, ale to inne czasy były.. Ale niech się już dziś dzieje wola wielmożnego pana, zrobię lody.. tylko nie ananasowe, bo to by był śmiertelny grzech i obraza boska.. Mamy miesięczne poziomki, to zrobię poziomkowe i koniec.. Choć niech mi wielmożny pan wierzy, że z tego wszystkiego nic dobrego nie wyjdzie... Ale co mnie słudze dawać panu nauki, z tem wszystkiem zobaczy wielmożny pan, że z tego nie będzie nic dobrego.
— Z czego? z czego mój Stanisławie? — zapytał Władysław łagodnym, zachęcającym do odpowiedzi głosem. — Z lodów?
— Eh! ze wszystkiego — zrzędził, wpadając w zapał, stary. — Pewno, że ja nie będę mówił,