Przejdź do zawartości

Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebyśmy mieli być gorsi, niż pan hrabia Karol. Nie gorsi my, a kto wie czy nie lepsi, tak po familji sądząc.. Pan prezes, jakby był zechciał, to także mógł nie raz, a sto razy hrabią zostać, ale nie chciał, bo mówił, że to wstyd dla porządznego pana.. Tylko teraz z innej przyczyny nam nie można tak szumieć jak panu Karolowi... Jabym powiedział, ale wielmożny pan znowu będzie się gniewał na starego Stanisława i znowu wielmożny pan nagada mi subjekcji, to już wolę milczeć.
— Wygadaj się już raz stary! Wygadaj! — nalegał Władysław filuternie uśmiechając się pod wąsem. — Wiem, że do zdrowia potrzeba ci wygderać się należycie.
— Ta co tu długo gadać! — zawołał, zbierając się na energję, starowina. — Już jak wielmożny pan pozwala — to powiem tak... prosto z mostu... Pan Karol, choć dużo rozrzuca pieniędzy, to jemu to nie zaszkodzi, bo na niego aż sześć wsi czeka, a stary hrabia i sama hrabina skąpią jak żydzi. A u nas co? — Jedno to Opole zostało i na nim już jest różności, i banki i nie banki, i Fiksy i Grünbergi i Gitle... Boże odpuść, a jak to stracimy — to co będzie?
Przy tych słowach konfidencjonalnego sługi, twarz młodego pana na Opolu pokryła się raptownie chmurą troski, uśmiech znikł ze świeżej wesołej twarzy, ustępując miejsca tęsknej zadumie.
— Pewnie że nam pan hrabia nie odpuści jednej ze swoich wsi... Oh! co nie, to nie!.. Boże! Boże! — ciągnął dalej stary, a w głosie jego czuć się dawał smutek prawdziwy i łzy miał w oczach. — Z takich dostatków, z pałaców, z oran-