Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przesadzić, choć ku temu uczuwa wielką ochotę.
Emilka to widziała doskonale; bawiło ją to nawet. Nie było ona wcale „wcieleniem niewinności“; miała już kilku „znajomych“, a naiwny a ładny panicz rozciekawiał ją bardzo. Przyroda jednak odmówiła jej daru wymowy, posługiwała się teraz tylko oczami i wabiącym uśmiechem.
Niema scena obopólnej obserwacyi trwała kilkanaście sekund.... Wreszcie tamy pękły.... Adaś, jak ogar rozwścieczony na dzika, tak rzucił się na dziewczynę, obejmując ją wpół i gwałtownie całując jej soczyste jak wiśnie, karminowe usta.
Gwałtowność taka przeraziła zrazu Emilkę, zaczęła się szamotać i wyrywać z tych nieokiełzanych uścisków. Nawet poczęła wołać, jakby mitygując gwałtownika i ratunku wzywając...