Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiony Semań — a dawaj nam po kwaterce od razu, bo trzeba uczcić takiego pobratyma... — No, duchem!...
— Zaraz!... zaraz!... Nu Małke kimże!... — krzyczał żyd na przemiany to do parobka, to do żony i drżącą ręką napełniał blaszane kwaterki.
— Stary mój zdrów, żydzie? — zapytał ułan
— Jak smereka w borze! Zdrów nieuroku jak byk najmocniejszy.... Zdrów i bogaty! Zdrów bogaty i szanowany!... Starosta nasz jaśnie wielmożny z Kossowa, nie zna nikogo na te góry tylko jodnego starego Wojciecha Końskiego, on jasnemu staroście pierwsze oczko w głowie.
— Hm! hm! — mruczał coś ułan. Nagle spytał znowu żyda: — Cóż, stary żałował, że mnie nie było w domu.
— Żałował! Jak nie żałować za takim synem... — odparł Judka — ale zawsze mó-