Strona:PL A Dumas Przygody czterech kobiet i jednej papugi.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczotliwego, że Tristan był jak w zachwycenia. Zrazu, tony były niepewne jak daleka modlitwa pielgrzymów, a chory marzył, że widzi tych świętych podróżnych wychodzących z błogosławionéj doliny i przybliżających się. Ale muzyka trwała coraz silniejsza i więcéj wyraźna, wtedy zdawało się rannemu, że harmonija ta była śpiewem wróżki, która go umierającego podniosła i w swym czarownym pałacu umieściła. Tony religijnéj pieśni przeszły jak wietrzyk, który lekkim swym tchnieniem liście porusza, twarz owionie, popieści i zniknie, nie zostawiwszy innego śladu, jak lekkie liści drżenie. Po chwili dźwięki głośniéj jeszcze zabrzmiały w duszy Tristana, i jak ostatnie tchnienie gasnącego serca, tak ostatnia nuta skonała w oddaleniu, tajemnicza i niepewna. Muzyka już dawno ustala, a Tristan słuchał jeszcze bezsilny, jakby wschodnią odurzony kąpielą; przecierał oczy jak po śnie, a przecież nie śnił, tylko śpiewka którą słyszał, jego półsennéj wyobraźni, wydała się dziwną harmoniją. Przez ten czas słońce nachylało się ku zachodowi a blady jego promień pokój oświetlał. Tristan chciał snu spróbować, obrócił się do muru,