Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoim projekcie, jakkolwiek ten byłby niebezpiecznym, tak jakby się upierał przy niebezpiecznej chęci pielęgnowania chorego na cholerę lub tyfus. Towarzysze jego, młodsi i gwałtowniejsi niż on, mieli dla jego zdania, najwyższe poszanowanie; był on nitką wiodącą ich w labiryncie, światłem za którem szli w ciemności i smutny uśmiech z jakim przyjmował niebezpieczeństwa, słodkie namaszczenie z jakiem mówił o wybranych mających szczęście umierać dla ludzkości, wywierało na ich umysł coś z tego wpływu jaki Virgiliusz daje gwieździe, mającej rozpraszać pomrokę i ciemność a nakazać cichość opiekuńczą i dobroczynną nocy.
Hector Caraffa, hrabia Ruvo, książę d’Andria, ten sam który wmięszał się do rozmowy zaręczając o niezłomnej woli i zimnej odwadze człowieka oczekiwanego, był jednem z tych atletów jakich Bóg stwarza do walk politycznych, to jest rodzajem arystokraty Dantona, z sercem nieustraszonem, duszą nieubłaganą i nieograniczoną ambicją.
Lubił z natury trudne przedsięwzięcia i biegł naprzeciw niebezpieczeństwa tak prędko jakby kto inny omijał je, mało troszcząc się o sposoby, byleby doszedł do celu. Energiczny w życiu, był co możnaby uważać niepodobnem, jeszcze energiczniejszym przy śmierci; była to nakoniec jedna z tych wielkich dźwigni jakie opatrzność czuwająca nad narodami, daje do rąk rewolucji mającej je uwolnić.
Pochodził ze znakomitej rodziny książąt d’Andria i nosił tytuł hrabi Ruvo; lecz pogardzał tytułem swoim i tymi wszystkimi ze swych naddzia-