Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

statniej dłużej i głośniej niż innym, bo myślano że już śpiew skończony, kiedy jeden głos czysty, donośny, drgający, zaczął tę strofę dorobioną do okoliczności, której wartość więcej w chęciach piszącego niż w piękności wiersza leżała:

Połączmy się dla uczczenia sławy

Ulubieńca Zwycięztwa,
Postrachu Francuzów.
Faraonów starożytna ziemio
Śpiewaj z szlachetną Anglią,
Nelsona, dumną matką:

Boże zbaw króla!

Wiersze te jakkolwiek mierne, zyskały oklask powszechny wzmagający się coraz więcej, kiedy nagle głos zamarł na ustach gości, a wystraszone oczy zwróciły się ku drzwiom, jak gdyby widmo Banka, lub statua Komandora, ukazała się na progu sali balowej.
Człowiek wysokiego wzrostu i groźnej twarzy stał we drzwiach, ubrany w surowy kostium republikański, którego żaden szczegół nie uszedł niepostrzeżenie, tak był oblany światłem; miał niebieski frak z szerokiemi wyłogami, różową kamizelkę haftowaną złotem, spodnie białe obcisłe, buty ze sztylpami, lewą rękę miał opartą na rękojeści szpady, prawą położoną na piersiach, i nie do przebaczenia zuchwalstwo, głowę pokrytą trójgraniastym kapeluszem, na którym powiewało trójkolorowe pióro.
Był to ambasador Francji, ten sam Garat, który w imieniu Konwencji, czytał w Tempie wyrok śmierci Ludwikowi XVI.