Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzewa do palenia i do rozmaitej budowy, a tymczasem inni podkładali pod ten stos drzewa, książki i papiery, które rabusie rzucali im z drugiego piętra.
Drzwi tymczasem lada chwila mogły upaść pod ciosami oblegających i razami siekiery mężczyzny w białym kaftanie.
Don Clemente pozostawało może dziesięć sekund, właśnie też nie potrzebował więcej czasu by nabić znów pistolety z całą przytomnością i ręką pewną.
Wiemy z jaką szybkością nabijają się pistolety, w których kula bezpośrednio proch naciska. Broń została nabitą, proch posypany na panewce w chwili gdy drzwi wysadzano.
Tłum ludu niby fala zalał pokój cały; w tejże chwili dały się słyszeć dwa strzały niby dwa gromy i dwóch ludzi runęło na podłogę.
Don Clemente obrócił się by porwać szpady, ale nim miał czas wyciągnąć rękę, został otoczony nożami i puginałami.
Trzydzieści ciosów śmiertelnych czekało na niego, całem sercem, całą potęgą swej woli szedł naprzeciwko śmierci która go uwolnić miała od długiego, strasznego konania, kiedy nagle mężczyzna w białym kaftanie z siekierą w ręku wyskoczył naprzód i wywijając siekierą po nad głową krzyknął:
— Niechaj nikt dotykać go się nie waży! Krew tego człowieka do mnie należy.
Rozkaz wydany został w samą porę, oszczędzając don Clementemu z dwudziestu dziewiętnaście