Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciosów śmiertelnych, ale ten dwudziesty, zadany z takim pospiechem ugodził go poniżej szyi. Zabójca chcąc spełnić rozkaz, mógł tylko cofnąć się w tył pozostawiając nóż w ranie.
Raniony nie upadł jednakże, zachwiał się tylko jako człowiek który się potknął: Gaetano Mammone rzucił siekierę, przyskoczył do rannego, jedną ręką przyparł go do ściany, drugą rozdarł mu bez najmniejszego oporu z jego strony, szlafrok, koszulę batystową, odkrył mu piersi, wyrwał nóż tkwiący w ranie i chciwie przyłożył usta do rany, z której krew szkarłatna cienkim popłynęła sznureczkiem.
Tak czyni tygrys przyczepiony do szyi konia, kiedy mu żyły otworzy i krew chłepcze.
Don Clemente czuł, że ten człowiek, raczej to dzikie zwierze, wyciąga mu życie z ciała, instynktownie oparł mu ręce na ramionach i usiłował go odepchnąć, podobnie jak Anteusz pragnący odeprzeć Herkulesa, który go dusi. Ale czy to don Clemente był zbyt osłabionym, a jego przeciwnik za silnym, uległ przemocy i powoli opuścił ramiona.
Zdawało mu się, że ten człowiek wyssawszy mu krew, wyciągnąwszy z niego życie, wciągał w siebie jego duszę; pot zimny oblał mu czoło, dreszcz śmiertelny przebiegł mu żyły wpół puste, wydał przeciągłe westchnienie i zemdlał.
Nie czując oddechu ofiary, upiór oderwał od niej wargi, zakrwawione usta wykrzywił w uśmiech obrzydłej rozkoszy.
— A! zawołał, ugasiłem pragnienie, a teraz kamraty róbcie co chcecie z tym trupem.