Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przepaść która pochłonęła w jednem oka mgnieniu owoc trzydziestu lat pracy bez wytchnienia i poszukiwań usilnych, a jego wściekłość wzmogła się jeszcze przeciwko tym bydlętom, którym nie dość było mścić się na człowieku, ale którzy tę ślepą zemstę wywierali na przedmiotach martwych, nie domyślając się ich wartości, gdyż posłuszni byli ślepemu instynktowi zniszczenia.
W pierwszej chwili chciał wejść w ugodę z nieprzyjaciółmi. chciał się oddać w ich ręce, by śmiercią swoją okupić całość książek i drogich manuskryptów brata. Ale na widok tych dzikich twarzy, na których gniew walczył z głupotą, zrozumiał: że ci ludzie pewni że im się wymknąć nie zdoła, nie zechcą wchodzić z nim w ugodę, przeciwnie pewnym był teraz, że jeżeli im wyświeci wartość przedmiotów które pragnął ocalić, prędzej je zniszczą niż ocalą.
Po jego śmierci zapewne nieprzyjaciele zaprzestaną swej zemsty.
Don Clementemu obecnie nie pozostawało już nic do czynienia jak tylko rozpatrzyć się z krwią zimną w swojem położeniu, nie opuszczając najmniejszej sposobności do zemsty.
Ponieważ okno do którego przystęp był najniebezpieczniejszy zostało opuszczone, don Clemente jednym skokiem stanął przy niem, trzy tysiące najmniej lazaronów plac zalegało, na szczęście ani jeden z nich nie miał broni palnej, mógł więc bezpiecznie patrzeć przez okno. Pod samem oknem ludzie ci układali stos z drzewa, które znosili z brzegu morza, gdzie wznosiły się olbrzymie szychty