Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

maków. Jestto także teorja tegoż samego autora, nie mniej dziwna moim zdaniem jak pierwsza.
— Cieszy mnie to! Więc widać ja nie jestem takim ignorantem jak się tego obawiałem!
— Ty mój przyjacielu, ależ ty jesteś człowiekiem jakiego znam najrozumniejszym.
— Oh! oh! oh! mów ciszej kochany doktorze, żeby nie słyszano takiej nadzwyczajności. Więc to już rzecz niezawodna, wszak prawda? nie potrzebuję się już tem zajmować: ziemia nie jest kawałkiem słońca... Ah! otóż jeden z dwóch punktów już wyjaśniony, jako mniej ważny postawiłem go naprzód; drugi masz przed sobą. Co mówisz o tej twarzy? — I wskazał na Luizę.
— Widzę tę twarz prześliczną jak zwykle, odrzekł Cirillo, tylko cokolwiek zmęczona, cokolwiek pobladłą, może z przestrachu jakiego pani doświadczyła dzisiejszej nocy.
Doktór ostatnie wyrazy wymówił z przyciskiem.
— Jakiego przestrachu? spytał San-Felice.
Cirillo patrzył na Luizę.
— Czy nic nie zaszło dzisiejszej nocy, coby panią przestraszyło?
— Nic, nic kochany doktorze.
Luiza spojrzała błagająco na doktora.
— W takim razie tylko źle pani spałaś, ot i wszystko.
— Tak, odrzekł San Felice ze śmiechem, miała sny nieprzyjemne a jednakże kiedy wczoraj powróciłem z ambasady Angielskiej, spała tak mocno,