Przejdź do zawartości

Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jenia, stała się wygodną wymówką względem wszystkich nieszczęść, którym niechciane zapobiedz lub dopomódz.
To się też właśnie zdarzyło w chwili, gdy łódź która przywiozła pasażera z taką niecierpliwością oczekiwanego przez spiskowych, została uderzona o skałę i przez to rozbita. A więc! tych pięciu ludzi wybranych, o sercach szlachetnych i miłosiernych, którzy jako gorący apostołowie ludzkości, gotowi byli życie swoje poświęcić dla ojczyzny i współbraci, zupełnie zapomnieli że ich bliźni, synowie tej ojczyzny, a tem samem ich bracia zniknęli w otchłani. Zajęli się tylko tym z którym łączył ich nietylko interes ogólny, ale osobisty, zwracając do niego całą uwagą, pomoc, i sądząc że życie tak potrzebne ich zamiarom, nie było za nadto opłacone życiem dwóch podrzędnych ludzi, a o stracie których, dopóki trwało niebezpieczeństwo, nie pomyśleli nawet.
— Byli to jednakże ludzie — powiedziałby filozof.
— Nie, odpowie polityk, było to zero, których wyższa natura była jednością. Bądź co bądź, czy dwaj nieszczęśliwi rybacy, mieli wielki udział w sympatji i żalu tych którzy widzieli ich ginących, wolno nam o tem powątpiewać, widząc biegnących z uradowaną twarzą i otwartemi ramionami, na spotkanie tego, który dzięki swojej odwadze i zimnej krwi, ukazał się zdrów i cały przy boku swego przyjaciala hrabiego Ruvo.
Był to piękny młody mężczyzna lat dwudziestu czterech do dwudziestu pięciu; czarne włosy zmoczone wodą morską, otaczały dłngiemi promieniami