Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Które teraz znikły bezpowrotnie, nieprawdaż doktorze? pytała pani Pereux p. Devaux.
— Nie lękaj się pani odpowiedział zagadniony, wszystko pójdzie dobrze.
Fdmund podał ręce Gustawowi i ojcu Antoniny, i usiadł wobszernym fotelu, którego poduszki przygotowała mu matka.
— Nie przerywam rozmowy, — zaczął Edmund, Owszem starać się będę wziaść w niéj udział.
— Czy nie jesteś zmęczonym? zapytała go pocichu pani Pereux.
— Jeszcze nie moja matko, odrzekł uśmiechając się, jestem silniéjszy niż ty może przypuszczasz.
I pozostawił swoją rękę w ręku matki:
— Opowiadałem doktorowi i panu Devaut, mówił Komendant do Edmunda, jakim sposobem pomimo woli żony i mojéj synowéj, znaleśliśmy się na mieszkaniu w téj oto pustyni. Mały domek, który zajmujemy zachwycił mnie odrazu i zamieszkalismy w nim. Ja lubię niespodzianki. Ciągłe moje przejścia z jednego garnizonu do drugiego, przyzwyczaiły mnie do ustawicznego pożądania nowego. Nie upłynie i siedmiu miesięcy od chwili w któréj osiądę w pewnéj okolicy, a już się zaczynam nudzić i muszę szukać innej.
Przysłuchując się słowom komedanta, Edmund robił mały przegląd osób znajdujących się w salonie, a które zapomnieliśmy wyszczególnić.
Pan Mortonne mógł mieć około lat piędziesięciu pięciu. Po jego szramach na twarzy, odrazu poznać mo-