Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co to jest?
— Mój ojcze odrzekła dziewczyna, — oto ten pan byt tak łaskaw, że podniósł i oddał mi rękawiczkę, którą upuściłam.
Starzec podziękował Edmundowi, nie spojrzawszy nań nawet i wrócił do swego dziennika.
Potem małem zajściu, Edmund powrócił do Gustawa, który go zapytał.
— Jest-żeś zadowolony?
— Zachwycony, mój drogi; ta mała jest cudowna i nie jestem zarozumiały, ale sądzę, że to, com uczynił, nie musiało jej się niepodobać.
— Uczyniłeś rzecz bardzo prostą.
— A mimo to, nie czuję prawie serca w mojem łonie.
— Szalony, szalony! No teraz powracajmy do domu.
— Za nic w świecie, — chcę wiedzieć gdzie mieszka.
— Chcesz jeszcze iść za nią?
— Nie zatrzymam się na tak pięknej drodze.
— Potem co zaszło, jest nieprzyzwoitem, abyś postępował tą drogą co i ona.
— A kto o tem będzie wiedział?
— Ona.
— Jakim sposobem?
— Nim dziesięć minut upłynie, znajdzie sposobność obejrzenia się po za siebie. Ja dobrze wiem co to są te małe niewiniątka.
— Chcę aby wiedziała iż za nią idę.
— Ale to cię do niczego nie doprowadzi.
— Nikt nie wié, co się stać może.