Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A zatem muszę się ubrać.
I przeszła do drugiego pokoju, dla przygotowania się do wyjścia.
Gustaw poszedł za nią. Edmund zaczął pisać:
„Pani, — Antonino! — jakże mam do ciebie przemawiać, po tem wszystkiem co zaszło? Mamże się zamknąć cały w należnem ci uszanowaniu, albo téż mogę przemawiać — do ciebie, nie tając się z uczuciami których doświadczam? Tak więc ty, tak piękna, tak szczęśliwa; ty, któréj przed czterma dniami jeszcze nie znałem; ty, do któréj jeszcze nie przemówiłem słowa, która możesz wybierać pomiędzy najgodniejszemi, męża godnego siebie, ty zgadzasz się na to, aby mnie kochać, okazując litość temu, którego twój ojciec skazuje... O, niech błogosławioną będzie śmierć, która mnie do ciebie zbliża! Dziękuję Antonino, dziękuję za szczęście, które jestem ci dłużny.
„O czem Gustaw mówił ci dziś rano, o szczęściu które mi udzielasz, przez chwil kilka myślałem przyznaję się, ale nie śmiałbym nigdy wymagać od ciebie takiego poświęcenia. A oto po wymówieniu przezeń pierwszych słów, zgadzasz się pozostać moją żoną, połączyć swoją przyszłość, pełną dni wesołych, z moją ograniczoną czasem przyszłością... Nie chciałaś oddać rozpaczy duszy, która w tobie tylko pokłada nadzieję, a twoja litość popchnęła cię do uczynienia tego dla mnie, do uczynienia czego miłość późniéj popchnęłaby cię niezawodnie. Jakże to wszystko jest wspaniałe Antonino!— jakże nie sprawiedliwym byłby Bóg, gdyby