Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sztuki, wazonami, posągami, obrazami, gablotkami pełnemi emalij, potem inny kurytarz, poczem ujrzałem otwarte drzwi. Usłyszałem głośne i złowrogie rzężenie. Byłem w pokoju Balzaka.
„Uchyliłem kołdrę i ująłem go za rękę. Nie oddał mi uścisku.
„To był ten sam pokój, gdzie go odwiedzałem przed miesiącem. Był wówczas wesół, pełen nadziei, nie wątpił o swem wyleczeniu, pokazywał mi spuchniętą nogę. Dużośmy rozmawiali, zwłaszcza o polityce. Wyrzucał mi moją „demagogję“. On był legitymistą. Powiadał: Jak pan mógł wyrzec się tak spokojnie tytułu para Francji, najpiękniejszego po tytule króla Francji!
„Kiedym go żegnał, odprowadził mnie, idąc z trudem, aż do schodów, i wskazał mi te drzwi, wołając na żonę: Pokaż mu dobrze wszystkie moje obrazy.
„Teraz, pielęgniarka powiedziała mi: Umrze przed świtem.
„Zeszedłem, unosząc w myśli tę siną twarz; mijając salon, znów ujrzałem biust nieruchomy, niewzruszony, promieniejący blado, i porównałem śmierć z nieśmiertelnością“...
(Wedle innej relacji, podobno, będąc już